26 Sie 2019, 16:31
Z racji, że formikarium miało być przeznaczone dla żniwiarek postanowiłem dobrze je zabezpieczyć. Do łączenia wężyków z modułami użyłem konektorów z druku 3D, żeby uniemożliwić mrówkom dostęp do krawędzi wężyków. Zadbałem również o porządną wentylację. W pokrywie areny zrobiłem dwa otwory, które zabezpieczyłem kratkami wentylacyjnymi. Dodatkowe otwory w gnieździe i arenie, przeznaczone do dalszej rozbudowy formikarium, zamknąłem zatyczkami wentylacyjnymi zrobionymi z metalowej siatki i wężyka. Do przyklejenia siatki użyłem dwuskładnikowego kleju poxipol. Zmontowałem również tacę umożliwiającą bezpieczne przenoszenie formikarium w razie przemeblowań i grubszych serwisów. Tyle o szczegółach.
Najwięcej czasu zajęło mi ogarnięcie kanapki i wypełnienia. Zacząłem od wyboru gąbki florystycznej. Wszystkie suche gąbki się nie nadają, ponieważ nie chłoną wody. Wszystkie mokre gąbki rozsypują się w dłoniach i mają kolor cmentarnej zieleni. Po pewnym czasie grzebania w temacie trafiłem na produkt RAINBOW firmy OASIS, gąbkę łączącą cechy mokrej i suchej. Najbardziej zainteresowała mnie płyta w kolorze czekoladowym, niestety nie udało mi się jej dostać. Zależało mi na ciemnym kolorze który maskowałby pojawiającą się ewentualnie pleśń, ale zostały do wyboru kolory sportowych samochodów i kremowy. Znalazłem sklep internetowy sprzedając płyty w kolorze kremowym po 3 sztuki w paczce. Zbyt dużo gąbki za zbyt dużo pieniędzy. Zdecydowałem się na kupienie jednej kostki OASIS Rainbow Ivory w kolorze kremowym, o wymiarach 23x11x8cm. Te wymiary zdeterminowały wielkość kanapki. Żeby nie pisać o szklarzach napiszę o szkle. Płaszczyzny muszą być spasowane bardzo dokładnie, niedociągnięcia niewidoczne na pierwszy rzut oka zaczynają stanowić duży problem podczas montowania wkładu. W niedokładnie sklejonym gnieździe gąbka albo będzie odstawać od którejś z szyb albo zniszczy się podczas wkładania. Jej wytrzymałość jest większa od standardowej mokrej gąbki florystycznej, nie kruszy się od samego patrzenia, ale to wciąż gąbka florystyczna, trzeba obchodzić się z nią bardzo delikatnie. Przygotowanie wkładu zacząłem od ucięcia plastra. Zmontowałem ramkę z kantówki grubości 10mm bo tyle wynosiła grubość złoża w gnieździe i podłożyłem pod spód kartonik żeby uzyskać dodatkowy milimetr. Z założenia wkład miał wchodzić na lekki wcisk. Plaster planowałem uciąć nożem, ale pomimo szczerych chęci okazał się zbyt krótki, kolejnym narzędziem w toolboxie był młotek, dlatego wziąłem brzeszczot. Jedną ręką dociskałem gąbkę od góry natomiast pozostałymi dwoma prowadziłem brzeszczot po ramce. Ciąć trzeba spokojnie, dużo piłować mało cisnąć . Z całej kostki ostatecznie, po wszystkich cięciach i szlifowaniach, udało mi się pozyskać jeden doskonały wkład. Po wycięciu plastra dociąłem nożem jeden z boków do długości 20cm, trzeci wymiar stanowiący w tym przypadku wysokość ( 11cm) pozostał bez zmian. Nadmiar jednego milimetra na grubości to zdecydowanie za dużo, podczas próby wciśnięcia taki wkład rozpada się w rękach z powodu zbyt dużych oporów ale szlifowanie papierem ściernym pozwala dokładnie go dopasować. Dodatkowo szlifowanie wyrównuje wszystkie rysy powstałe przy cięciu. Ewentualnym problemem może być to, że momentami szlifuje się zbyt łatwo, jeden ruch za dużo i wkład wpada luźno w kanapkę. Wkład najlepiej przygotować raz a dobrze, jak już go wciśniemy do połowy i okaże się, że coś jest nie tak to raczej w jednym kawałku nie uda się go wyjąć. Ale nawet dobrze spasowany stwarza problemy. Jak już wcześniej pisałem chciałem, żeby wypełnienie nie latało luźno, było wklinowane pomiędzy szyby dlatego były opory, na początku na tyle małe, że można było dociskać ręką, ale po włożeniu jednej trzeciej poczułem, że zaraz na gąbce zostaną doły po palcach. W takim momencie gąbka powinna być dociskana równo na całej powierzchni. Ja wykorzystałem do tego zbyt mocno wyszlifowany wkład który wchodził w gniazdo z lekkim luzem i to było chyba najlepsze rozwiązanie. Siły rozłożyły się na obu gąbkach tak, że gdy wkład osiągną dna jego górna krawędź była równiusieńka.
Po kilku próbach nawadniania jasne było, że będzie to jeden z najtrudniejszych elementów użytkowania. Woda po wlaniu dość sprawnie spływa, po ok 24h w większości gromadzi się przy dnie. Mokra zmienia trochę kolor, ale wilgotna praktycznie niczym się nie różni. Na obecną chwilę najlepszy sposób sprawdzenia wilgotności na jaki wpadłem to podświetlenie gniazda od tyłu z góry.
Znając już podstawy nawadniania przyszedł czas na przeprowadzkę. Gniazdo tradycyjnie podzieliłem na dwie części: wilgotną i suchą dogrzewaną, natomiast samo nawadnianie postanowiłem przeprowadzać w inny sposób niż w gnieździe ziemnym. Podlałem 3ml wody na niecałą połowę i podłączyłem probówkę z moimi kolekcjonerkami do dodatkowego otworu w gnieździe. Mrówki zaczęły ochoczo korzystać z nowej przestrzeni, poczwarki przy piecyku były już po godzinie, kupy na szybach po dniu, ale kopanie szło opornie. Pierwszego dnia mrówki skubały chaotycznie w części wilgotnej, ale następnego dnia jak cała woda spłynęła zajęły się brudzeniem szyb i przerzucaniem nasion. Po około tygodniu nawodniłem gniazdo dolewając niecały mililitr wody, efekt był podobny jak do początkowego. Mrówki chaotycznie poskubały w części wilgotnej, jedna zrobiła 1cm zagłębienie w rogu i tyle na kolejny tydzień. Woda spłynęła, mrówki odpuściły. Po kolejnych 7 dniach znowu dolałem niecały mililitr wody. Zrobiło się poruszenie, do kanapki wpadła królowa z grupą największych robotnic i zarządziła wykopki. To był pierwszy raz kiedy zobaczyłem ją w nowym gnieździe. Mrówki zaczęły kopać i nie przestają do dzisiaj. Królowa zaczęła od tamtego dnia przebywać w kanapce, w miarę pogłębiania wykopu warunki musiały poprawiać się na tyle, że po tygodniu kopania królowa nie opuszcza placu budowy. Robotnice coraz częściej znoszą na dno larwy, ale spora ich część pozostaje w probówce dlatego na razie pozostawię ją przy gnieździe jako awaryjny inkubator.
Najwięcej czasu zajęło mi ogarnięcie kanapki i wypełnienia. Zacząłem od wyboru gąbki florystycznej. Wszystkie suche gąbki się nie nadają, ponieważ nie chłoną wody. Wszystkie mokre gąbki rozsypują się w dłoniach i mają kolor cmentarnej zieleni. Po pewnym czasie grzebania w temacie trafiłem na produkt RAINBOW firmy OASIS, gąbkę łączącą cechy mokrej i suchej. Najbardziej zainteresowała mnie płyta w kolorze czekoladowym, niestety nie udało mi się jej dostać. Zależało mi na ciemnym kolorze który maskowałby pojawiającą się ewentualnie pleśń, ale zostały do wyboru kolory sportowych samochodów i kremowy. Znalazłem sklep internetowy sprzedając płyty w kolorze kremowym po 3 sztuki w paczce. Zbyt dużo gąbki za zbyt dużo pieniędzy. Zdecydowałem się na kupienie jednej kostki OASIS Rainbow Ivory w kolorze kremowym, o wymiarach 23x11x8cm. Te wymiary zdeterminowały wielkość kanapki. Żeby nie pisać o szklarzach napiszę o szkle. Płaszczyzny muszą być spasowane bardzo dokładnie, niedociągnięcia niewidoczne na pierwszy rzut oka zaczynają stanowić duży problem podczas montowania wkładu. W niedokładnie sklejonym gnieździe gąbka albo będzie odstawać od którejś z szyb albo zniszczy się podczas wkładania. Jej wytrzymałość jest większa od standardowej mokrej gąbki florystycznej, nie kruszy się od samego patrzenia, ale to wciąż gąbka florystyczna, trzeba obchodzić się z nią bardzo delikatnie. Przygotowanie wkładu zacząłem od ucięcia plastra. Zmontowałem ramkę z kantówki grubości 10mm bo tyle wynosiła grubość złoża w gnieździe i podłożyłem pod spód kartonik żeby uzyskać dodatkowy milimetr. Z założenia wkład miał wchodzić na lekki wcisk. Plaster planowałem uciąć nożem, ale pomimo szczerych chęci okazał się zbyt krótki, kolejnym narzędziem w toolboxie był młotek, dlatego wziąłem brzeszczot. Jedną ręką dociskałem gąbkę od góry natomiast pozostałymi dwoma prowadziłem brzeszczot po ramce. Ciąć trzeba spokojnie, dużo piłować mało cisnąć . Z całej kostki ostatecznie, po wszystkich cięciach i szlifowaniach, udało mi się pozyskać jeden doskonały wkład. Po wycięciu plastra dociąłem nożem jeden z boków do długości 20cm, trzeci wymiar stanowiący w tym przypadku wysokość ( 11cm) pozostał bez zmian. Nadmiar jednego milimetra na grubości to zdecydowanie za dużo, podczas próby wciśnięcia taki wkład rozpada się w rękach z powodu zbyt dużych oporów ale szlifowanie papierem ściernym pozwala dokładnie go dopasować. Dodatkowo szlifowanie wyrównuje wszystkie rysy powstałe przy cięciu. Ewentualnym problemem może być to, że momentami szlifuje się zbyt łatwo, jeden ruch za dużo i wkład wpada luźno w kanapkę. Wkład najlepiej przygotować raz a dobrze, jak już go wciśniemy do połowy i okaże się, że coś jest nie tak to raczej w jednym kawałku nie uda się go wyjąć. Ale nawet dobrze spasowany stwarza problemy. Jak już wcześniej pisałem chciałem, żeby wypełnienie nie latało luźno, było wklinowane pomiędzy szyby dlatego były opory, na początku na tyle małe, że można było dociskać ręką, ale po włożeniu jednej trzeciej poczułem, że zaraz na gąbce zostaną doły po palcach. W takim momencie gąbka powinna być dociskana równo na całej powierzchni. Ja wykorzystałem do tego zbyt mocno wyszlifowany wkład który wchodził w gniazdo z lekkim luzem i to było chyba najlepsze rozwiązanie. Siły rozłożyły się na obu gąbkach tak, że gdy wkład osiągną dna jego górna krawędź była równiusieńka.
Po kilku próbach nawadniania jasne było, że będzie to jeden z najtrudniejszych elementów użytkowania. Woda po wlaniu dość sprawnie spływa, po ok 24h w większości gromadzi się przy dnie. Mokra zmienia trochę kolor, ale wilgotna praktycznie niczym się nie różni. Na obecną chwilę najlepszy sposób sprawdzenia wilgotności na jaki wpadłem to podświetlenie gniazda od tyłu z góry.
Znając już podstawy nawadniania przyszedł czas na przeprowadzkę. Gniazdo tradycyjnie podzieliłem na dwie części: wilgotną i suchą dogrzewaną, natomiast samo nawadnianie postanowiłem przeprowadzać w inny sposób niż w gnieździe ziemnym. Podlałem 3ml wody na niecałą połowę i podłączyłem probówkę z moimi kolekcjonerkami do dodatkowego otworu w gnieździe. Mrówki zaczęły ochoczo korzystać z nowej przestrzeni, poczwarki przy piecyku były już po godzinie, kupy na szybach po dniu, ale kopanie szło opornie. Pierwszego dnia mrówki skubały chaotycznie w części wilgotnej, ale następnego dnia jak cała woda spłynęła zajęły się brudzeniem szyb i przerzucaniem nasion. Po około tygodniu nawodniłem gniazdo dolewając niecały mililitr wody, efekt był podobny jak do początkowego. Mrówki chaotycznie poskubały w części wilgotnej, jedna zrobiła 1cm zagłębienie w rogu i tyle na kolejny tydzień. Woda spłynęła, mrówki odpuściły. Po kolejnych 7 dniach znowu dolałem niecały mililitr wody. Zrobiło się poruszenie, do kanapki wpadła królowa z grupą największych robotnic i zarządziła wykopki. To był pierwszy raz kiedy zobaczyłem ją w nowym gnieździe. Mrówki zaczęły kopać i nie przestają do dzisiaj. Królowa zaczęła od tamtego dnia przebywać w kanapce, w miarę pogłębiania wykopu warunki musiały poprawiać się na tyle, że po tygodniu kopania królowa nie opuszcza placu budowy. Robotnice coraz częściej znoszą na dno larwy, ale spora ich część pozostaje w probówce dlatego na razie pozostawię ją przy gnieździe jako awaryjny inkubator.
